Tak się sprawy ułożyły, że w ostatniej kolejce rundy jesiennej Antares rozgrywał mecz nie o „trzy”, nawet nie o „sześć”, ale o „dziewięć” punktów. Zalasewianie w końcu sprostali zadaniu i pewnie ograli w Swarzędzu WKS Owieczki 4:1.
Trzy zespoły wyraźnie odstają w tym sezonie w grupie IX poznańskiej A-klasy. Niestety, do czerwonych latarni zalicza się Antares Zalasewo. Bordowi przed ostatnią serią gier zajmowali przedostatnią pozycję i mierzyli się z ostatnią ekipą z Owieczek. Ciężar gatunkowy był przeogromny.
Od początku spotkania Antares konsekwentnie realizował swoje założenia taktyczne, czyli wysoki pressing. Zalasewianie utrzymywali się przy piłce, także na połowie rywala, ale nie można powiedzieć, że mecz był jednostronny. Owieczki również „grały piłką”, swoją drogą pod względem kultury gry na pewno nie jest to najsłabszy zespół w lidze. W zgodnej ocenie obserwatorów, przyjezdni wobec prezentowanej postawy z pewnością nie zasługują na zamykanie ligowej tabeli. Wszelkie zapędy WKSu kasował jednak świetnie asekurujący obrońców Pyrzyński, ponadto bardzo często rywale dali się złapać na spalonym.
Około 30 minuty sędziowie nie uznali prawidłowej bramki dla Antaresu. Białach z głębi pola prostopadłym podaniem uruchomił Nazarevycha, ten wystawił piłkę Sowińskiemu, który bez problemu trafił do pustej bramki. Sędziowie dopatrzyli się jednak pozycji spalonej. Ze 100% pewnością, spalonego nie było. W 36 minucie z kolei górną prostopadłą piłkę na Nazarevycha posłał Lutomski, podanie niefortunnie przeciął obrońca i w sytuacji sam na sam ukraiński snajper minął bramkarza i strzelił do pustej bramki. Bramka została uznana, chociaż tutaj można było mieć wątpliwości… Po objęciu prowadzenia Antares oddał pole gry rywalom, którzy w samej końcówce pierwszej połowy byli centymetry od wyrównania. Zamiast remisu, goście schodzili jednak do szatni z dwubramkowym bagażem. Białach ograł rywala w polu karnym i wyłożył piłkę Nazarevychowi, który trafił po raz drugi.
Druga połowa to bardziej otwarta gra z obu stron. Antares stworzył i zmarnował tyle sytuacji, że wołało to o pomstę do nieba. W 48 minucie pojedynek z bramkarzem przegrał Nazarevych, czterokrotnie takie pojedynki przegrywał Sowiński, który wszystko w tym meczu robił świetnie, oprócz wykończenia. Wobec nieskuteczności kolegów, sprawy w swoje ręce wziął Lutomski. W 58 minucie Białach krótko rozegrał rzut rożny z wprowadzonym chwilę wcześniej Biernaczykiem, ten zwiódł rywala i dośrodkował w pole karne, a wybitą piłkę z 16 metrów płaskim strzałem zamienił na bramkę Lutomski – trzeba przyznać, że spory błąd popełnił tutaj bramkarz. W 72 minucie Owieczki złapały kontakt, po prostopadłym podaniu zawodnik rywali przelobował Pyrzyńskiego, a Andrzejewski wybił piłkę już po przekroczeniu linii bramkowej. Swoją drogą – kolejna kontrowersyjna sytuacja. Wynik spotkania ustalił precyzyjnym strzałem Lutomski, po podaniu Brzezińskiego.
Antares wygrał mecz zasłużenie, był drużyną bardziej zdeterminowaną, zdyscyplinowaną i bardziej kreatywną. Na pewno nie można jednak powiedzieć, że było to jednostronne widowisko. W szeregach Owieczek kilku zawodników imponowało dryblingiem i szybkością, ale było to za mało na dobrze zorganizowany zespół gospodarzy. Teraz zawodników i sztab szkoleniowy czeka długa zimowa przerwa, a na wiosnę – jak zawsze – liczymy na lepszy Antares!